wtorek, 29 lipca 2014

Ślimak,ślimak....

  Remont w ślimaczym tempie posuwa się dalej...dlaczego ślimaczym?
Ponieważ salon ,kuchnia i jadalnia tworzy u mnie dość spójną całość..... Gdy pomalowałam obie części salonu-okazało się ,że ni jak się to ma to budyniowego koloru w pozostałych częściach. Szary i budyń to akuratnie niezbyt zgrany duet....trza było wziąć za wałek i malować kolejne kawałki ścian.....
Zwłaszcza tam ,gdzie miały po przemeblowaniu stać domowe graty,abym nie musiała ich przez kilka tygodni omijać jak będą stać na środku...i tak kolor nagle na ścianie się urywa....
Ale dzięki temu mogę normalnie ...no w miarę normalnie funkcjonować:)....
Remont trwa dłużej także dlatego,że bielę meble i sprzęty,które już dawno chciałam wziąć pod pędzel.....
 Długo namawiałam na tę przemianę mego męża w sprawie pianina,na którym lata....żeby nie powiedzieć dziesiątki lat temu uczył się grać... Mebel zawsze podobał mi się kształtem...ale nie znosiłam i nie potrafiłam do końca pozbyć się jego zapachu.....zanim do nas trafił-stał wcześniej w pokoju,gdzie palono około 30-40 papierosów dziennie:(((( Poza tym pianino było zniszczone
 
Jaka była moja radość,kiedy mogłam zacząć go malować:)))
 
Na szczęście metamorfoza bardzo spodobała się mężusiowi:) 
Pianino stało się o wiele lżejsze wizualnie,straciło "dziwny" zapach i jest idealnie wpasowane w remontowane wnętrze:)
Remont ciągnie się również dlatego,że wylądowałam na ostrym dyżurze z podejrzeniem zakrzepicy....alarm był fałszywy,ale to skutecznie odrzuciło mnie od HTZ...biorę obecnie ziołowy suplement na bazie soi ... 
W duecie prawy bark powiedział mi senkiu senkiu baj....ale leki pozwoliły na dalsze prace:))
W sprincie remontowym nie pomagał również on:
Kredens-staruszek,który tkwił w naszej piwnicy ponad rok czekając na swoją kolej.
Był pociągnięty chyba farba akrylową,albo bejcą...
 
Miałam ogromną ochotę pomalować go na kolor zielonkawy....ale zabrakło mi odwagi,dlatego i na nim zagościła śmietankowa biel:)))
Miodowe szybki zostały osunięte... kiedyś mam w planie zamontowanie siatki hodowlanej albo białych ,lnianych zasłonek....ale teraz posiłkowałam się zielonkawym paskudztwem....takie znalazłam w piwnicy:))
tylko zmieniłam jej kolor
Jedynie szufladki dostały trochę koloru
A kiedy zobaczyłam u Ani-klik  miętowe kubeczki....zapłonęłam chęcią ich posiadania:)
Różne odcienie zieleni to moje ukochane kolory w dodatkach:))
Waga i syfony znalazły tu też swoje miejsce:
Kiedy wczoraj wieczorem odgruzowałam stół w kuchni...zapaliłam sobie lampkę nocną....i doszłam do wniosku,że kredens skradł moje serce....i chyba nie tylko moje....podoba się mojemu mężowi i dostał pochwałę od przyjaciółki:)))
 
Trochę odpoczynku w remoncie dawały mi szyldy ,które robiłam dla dziewczyn...ale to następnym razem:))

środa, 2 lipca 2014

Praca najlepsza nie tylko na kaca:)

   Jest akuratnie również dobra na M..czyli Małpę Menopauzę.
A było to tak....
W piątek pogoda była sprzyjająca do przyjmowanie gości w ogrodzie
.....a ponieważ sąsiadki za płotem mają przeróbkę kuchni....więc długo nie musiałam ich namawiać na kawkę ....i mus truskawkowy...no kawka nie dla wszystkich.....dla najmłodszej -mojej imienniczki porzeczka czerwona zerwana prosto z krzaczka:)
Jedzona w niebywałym skupieniu-pod bocznym okiem mamci:
Swoją drogą moja bratanica i bratanek też z wielkim apetytem połykają -jak dla mnie te kwaśne owoce:))A mnie na samą myśl już wzdryga:))
Potem mus truskawkowy z kubeczka dopasowanego rozmiarem do gościa-niestety paluszek w górze-to genetyczne obciążenie po mamusi-hihihihi
 
Wygląd buzi-bezcenny!!!
 Chyba smakowało?
 
Ach wiadomo- Beatki to fajne dziewczyny:))
No....ale gdzie ta praca? Już od kilku tygodni zabierałam się za odnowienie mojej podłogi w salonie.
Kiedy 4lata temu te stare poniemieckie dechy wycyklinowaliśmy-pan cykliniarz zaproponował nam aby ich nie lakierować -tylko poolejować.Długo nie trzeba było nas namawiać...ale niestety nie powiedział...a może sam nie miał tej wiedzy,że taką podłogę przez kilka lat trzeba raz do roku ponownie olejować.
I tak z każdym rokiem podobała mi się mniej...mniej...aż nie mogłam już na nią patrzeć:((
Nie namyślając się już dłużej-po wizycie sąsiadek-przeniosłam meble z jednej części salonu do drugiej
-kiedyś to były dwa oddzielne pokoje-po wyburzeniu ścian powstał jeden duży salon -KLIK-sie działo
Następnie porządnie wyszorowałam dechy-z użyciem chloru-podłogę szorowałam kilkanaście razy!!A wszystko po to,aby zniwelować różnice kolorystyczne podłogi odsłoniętej i tej pod dywanem.
Potem w ruch poszedł papier scierny
I kolejne mycie:))
kiedy w niedzielę popołudniu mój mąż miał spotkanie....ja przyjrzałam się dokładniej moim budyniowym ścianom  i nie miałam już wątpliwości,że trzeba coś z nimi zrobić:)) Pozostała mi farba po malowaniu wiatrołapu i sypialni-więc ...
 No cóż mój mężuś jest już oswojony z moimi pomysłami:))...ale mimo to warto było napisać coś na swoje usprawiedliwienie,aby po powrocie do domu nie padł trupem:)
 A w poniedziałek..
Kolejna warstwa farby na ściany-o dwa tony jaśniejsza.Ponieważ pokój ten jest od pn-zach...rano bywa w nim ciemno-dlatego też postanowiłam podłogę lekko rozjaśnić.Użyłam do tego rozwodnionej farby akrylowej:
Gdy całość wyschła...
-podłogę ponownie przeszlifowałam papierem..aby uzyskać taki efekt:
Co tam dużo gadać...odwaliłam kawał dobrej roboty-ale znów pokochałam swoją podłogę!!! 
Dechy zostały dwukrotnie poolejowane....teraz idę je froterować,aby nadać im satynowy wygląd:) 
Bo na razie jeszcze się błyszczą ...ale już wyglądają fajniutko:)
 
No i żeby nie było,że bez nadzoru budowlanego!!