I tak zaczęła się akuratnie moja przygoda z kotami...
Po ślubie ku niezadowoleniu mego męża zamieszkała z nami na poddaszu...kiedyś spadła z czwartego piętra....ile ja się napłakałam...rano przyturlała się do domu tylko z rozciętą brodą:)
Wielki afront jej uczyniliśmy przygarniając do domu Klusię-kotkę charakterną-małego trójkolorowego drania-włóczykija.
Niestety,trzy lata temu wyszła na nocny połów....i już nie wróciła....
Staruszka pozostała sama....
Kiedy 1,5 roku temu i ona przeszła-za tęczowy mostek....myślałam,że pęknie mi serce...
Kotce,która rozpoczęła wędrówkę ludów...tzn kotów....
-Milka
-Bury
-Orka
-Koks
-Belek
-Gizmo
-Muciek
-Rysiek
..a wczoraj zobaczyłam kolejnego...
-Zorro ..albo Pirat...jeszcze nie wiem....
Oczywiście ta liczba wciąż ulega zmianie..i niestety rotacji....choroby,samochody..
No cóż... najbardziej udomowione to koty ,których najwięcej u mnie...czyli Burciu-ze sztywną nóżką, Koks-bez ogonka....,którego nawet nigdy nie pogłaskałam-bo boi się okrutnie!!No i Rysiek:))
Ale prawda jest ,że jednak one wszystkie są kotami zakładowymi,no i
bezdomnymi,które ja dokarmiam,leczę,kastruję i udomawiam.Wchodzą ,kiedy chcą ,wychodzą ,kiedy chcą
Niektórzy się
pytają ,czy na drugie mam Violetta???:))))
No cóż jest to nasze...moje i męża hobby..hihihi...ale jednak dość kosztowne...
Dlatego ,kiedy dowiedziałam się o takiej możliwości w moim mieście...po kilku miesiącach zastanawiania się...napisałam podanie z prośbą o przyznanie mi statusu karmiciela bezdomnych kotów...
Pod koniec roku przyszła pani,sprawdziła jak się rzeczy mają i wczoraj..
Dzięki temu mogę skorzystać z darmowej ,suchej karmy...pół kg.na miesiąc/na kota...zarejestrowałam cztery.. Czy skorzystam do końca nie wiem-postanowiliśmy z mężem ,że sprawdzimy skąd jest ta karma...bo jeśli w bólach zdobywa ją schronisko..to serca nie mamy ,aby ją jednak brać....
No i mam prawo do korzystania z bezpłatnego kastrowania tych kociaków...także pierwszy na liście jest Rysiek....do kastracji...
ot...i cała prawda o moich-nie moich kociołkach...
Po 20 latach.....teraz już oboje z mężem kochamy koty....no i patrzymy jak takich osób wśród naszych przyjaciół coraz więcej.. Kiedyś nawet ktoś zapytał,czy aby się z nami przyjaźnić...trzeba nieć kota??/hihihi tez pytanie!!!!
OCZYWIŚCIE!!!!!!!
Wow gratulacje Kocia Mamo :-)
OdpowiedzUsuńSerdeczności i buziaczki
a głaski dla Twoich wszystkich koteczków :-)
No Qro to ja w nieświadomości żyłam! Myślałam, że Rysiek to w 100% udomowiony Wasz Rysiek.
OdpowiedzUsuńA tu proszę. Takie akcje się tam dzieją u Was.
Nic tylko ukłonić się nisko!! :)))
Gratuluję i pisemka z urzędu i dobrego serca :*
BO I TAK GO TRAKTUJEMY.....CHOCIAZ PRZYSZEDŁSZY DO NAS CHYBA DOPIERO PÓŹNYM LATEM..POLUBIŁ NAS...A MY ZA NIM TEZ PRZEPADAMY:))))
UsuńPiękna historia , masz wielkie serce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niesamowite... Fantastyczni jesteście - Ty i Twój mąż... Trzeba naprawdę mieć wielkie serce, żeby tak ogarniać opieką i czułością te wszystkie kociołki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takie postepowanie jak Wasze daje innym przykład a małych ludzi uczy wrażliwości. Jesli będziemy pokazywać, że obojetność na cierpienie bezdomnych istot (niezaleznie czy to człowiek czy zwierzak) jest zła.
OdpowiedzUsuńDzieci naśladują dorosłych jeśli widzą że sami nie szanujemy istot zywych to bedą uważały za świetny żart przywiazanie kotu puszki do ogona, i nie przyniosa do domu chorego lub głodnego kotka, psa czy ptaszka. Swoja postawą dajemy przykład i oby takich osób jak Wy było coraz wiecej w tym skomercjalizowanym swiecie.
Wiesz ja zawsze lubiłam koty ale byłam psiara,a że mój psiak ma 13 lat nigdy nie myślałam o tym aby sprowadzic jej kota.Zrobiła to moja córcia 3 lata temu,gdy znalazła z wujkiem małe kotki,które właściwie miały małą szansę na przeżycie.Wszyscy wzięli je do domu,ona nie wiedząc że mamy pasa.Ale został jeden,najmniejszy,najbardziej zabiedzony(to jej wersja)i przyprowadziła go do nas.Awantura była straszna!!!Ale postawiła na swoim i jest.Okazał sie strasznym zawadiakom i zachowuje się czesto jak pies,co nas bawi i oczywiscie zawojował nasze serca.Możesz zobaczyc jaki jest śmieszny u mnie na zdjęciach:)Zawsze się wepchnie jak coś fotografuję,czy dekoracje czy potrawy:)
OdpowiedzUsuńTo cudowne, bardzo dobrze Cię rozumiem. Ja też mam kota, którego 6 lat temu zabraliśmy ze "schroniska". Był największą bidą w tym pseudo schronisku. Jak tylko go zobaczyłam, to nie było mowy musiałam go przygarnąć. Leczyliśmy go prawie rok. Niestety nasz kotek jest tak zazdrosny, że nie toleruje innych kotów. Jednak bardzo często dokarmiamy kotki, która zaglądają do naszego ogródka. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę Qrko, że tacy ludzie jak Ty stąpają po ziemii. Musisz być bardzo dobrym człowiekiem. Bardzo Cię rozumiem, sama mam 5 kotów, miałam 8 (jeden wyszedł z domu i nie wrócił, moja 7 letnia ukochana Kotka odeszła do Tęczowej Krainy dwa lata temu, no i ostatnia Kruszynka Aniołek, która żyła tylko 7 miesiecy i odeszła przez jakąś okromną genetyczną chorobę). Za każdym razem cierpię jak o nich pomyślę. Mam 5 kotek, wszystkie w domku, nie wyobrażam sobie, aby gdzieś poszły :) Ja i cała moja rodzina bardzo je kochamy :) Pozdrowienia dla Waszej futrzanej ferajny!
OdpowiedzUsuńNo to faktycznie jestes prawdziwa kocia mama, a ja tez nigdy kotow nie lubilam, ale od prawie 3 lat taki czarny sie u mnie stoluje, a tak mieszka gdzies po krzakach, no I tez je polubilam, gorzej z moim psem:)))) Fajne sa siersciuchy:) Pozdrawiam I milego weekend zycze:)
OdpowiedzUsuńAż się wzruszyłam jak to czytałam i łezki mi się w oczach zakręciły...
OdpowiedzUsuńA ja kocham koty!Zawsze mam na stanie przynajmniej 2! Niedawno zgarnęłam z ulicy (dosłownie, bo ktoś wyrzucił z auta chore, zaropiałe maleństwo) Felka, który okazał się Felką z ADHD!
OdpowiedzUsuńGratuluję wspaniałego statusu:) To się nazywa tytuł!!!
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest coś takiego :-) Kocia mamka ;-) Super! ja też kocham koty, już kiedyś pisałam Ci o Waldusiu. W tej chwili w domu zamieszkuje psinka, kot tylko latem - w czasie 2-miesięcznego urlopu mojej córki - przylatuje do nas aż z Petersburga. Jest dwujęzyczny :-)
OdpowiedzUsuńA zimą kursujemy raz, jak trzeba - dwa razy w tygodniu - na działkę z workiem karmy i tam karmimy kocięta, niestety mimo apeli niektórych działkowiczów, by ich nie dokarmiać, bo wiosną depczą po grządkach !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jestem poruszona, wzruszona, przekazuję gorące pozdrowienia - jesteście WSAPANIALI!
OdpowiedzUsuńMam praktycznie identyczną sytuacje :>
OdpowiedzUsuńObecnie 8 dachowców + 2 ,które tylko czasem przychodzą + 1 kanapowiec.Dwa lata temu było ich 15! Niestety choroby,auta i inne czynniki spowodowały pomniejszenie stada. Standardowa ilość to 9 czworonogów. Również dostajemy suchą karmę, specjalne mleko itp. My także mamy prawo do bezpłatnego leczenia.Budujemy im coraz to lepsze i nowocześniejsze "budy" i zabawki. Uwielbiam patrzyć na nie zwłaszcza jak się bawią i psocą :)
Kiedyś miałam trudności z dojściem do drzwi bo koty biegały koło moich nóg oraz łasiły się co utrudniało wejście do domu.Nie wyobrażam sobie życia bez nich :D
ściskam mocno Kocią Mamę i Tatę :) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńMiasto się popisało, leczenie, kastracja za darmo, to już ogromna pomoc, nawet jeżeli wydasz na jedzenie dla kotków ;-)
OdpowiedzUsuńJa tez nie wiem ,czy schronisko ma dużo jedzenia, kiedyś woziliśmy tam karmę.
no właśnie Basiu:))dlatego chcemy się dowiedzieć ,czy to jakiś projekt unijny,i karma z urzędu..bo jak schroniskowa...to dziękuję ,nie miałabym serca...przecież one tam bidule potrzebują wsparcia!!
UsuńZ uśmiechem na twarzy i Lolą, starszą kicią na kolanach czytałam Twój wpis.
OdpowiedzUsuńJesteś WSPANIAŁA!!! :)
Jeszcze kilka lat temu przeganiałam z wycieraczki koty sąsiadów, a dziś mam dwie wspaniałe przyjaciółki Lolę lat 4 i Marusię ok. 6 miesięcy i nie wyobrażam sobie żadnego dnia bez ich towarzystwa. :)
Pozdrawiam.
Super sprawa....Ja w prawdzie nie mam kotów ale zwierzyniec u mnie też nie mały .....Super zdjęcia tych Twoich pieszczochów....Buziaki pa....
OdpowiedzUsuńQrko ja zawsze wiedziałam, że serce to Ty masz przeogromne.
OdpowiedzUsuńDobrze, że państwo pomaga w takich sprawach.
O!!! Ja mam kota i mam tez psa ktory kocha koty:) Znaczy się mogę się z wami przyjaźnić :) Buziol!
OdpowiedzUsuńPS. Dobra jest z Ciebie kobieta, wiesz?
Gratuluję nowego statusu!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNajważniejsza jest bezpłatna pomoc weta, choć myślę, ze karma ma jednak źródło u sponsorów i niczego kotom ze schroniska nie ujmujesz. Oby!
Kocham cię Qrko bardzo:))))
Qrko jesteś wielka:) pozdrawiam ciepło Sylwia
OdpowiedzUsuńGratuluję Karmicielko ! Zdjęcia są cudne, mogłabym zacałować te maleńkie kocie łapeczki i ich różowe poduszki :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że są tacy ludzie jak Wy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to jestem Waszym przyjacielem:)))z kotem Frankiem:)))wielki szacun dla Twojego męża:)))bo że my kobiety mamy instynkt to jest zrozumiałe,ale u facetów o wiele trudniej o empatię:)))Pozdrawiam Was cieplutko,życząc wiele radości ze swoich podopiecznych w Nowym Roku:)))
OdpowiedzUsuńJa mam psinke, ale chyba i tak sie zaprzyjaznimy - bo to tez przeciez stworzenie Boze a zreszta on sie nawet kota boi i jest mmniejszy niz niejeden kot. Moj brat z bratowa maja wlasnie dwa dorodne,puszyste,kocie egzemplarze, ktore sa zdecydowanie wieksze niz ta nasza psina...
OdpowiedzUsuńA wiec teraz mozna cie szumnie nazywac "Karmicielka" z imienia panstwowego :) Jak to dobrze wiedziec ze i tacy jak Ty jeszcze sa......
Pozdrawiam:)
dobry z Ciebie człowiek Qrko i o wielkim sercu, nie tylko do kociaków !!!
OdpowiedzUsuńKawał ciekawej kociej przygody !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Niesamowita jesteś Qrko!
OdpowiedzUsuń♥♥♥
Qrko, jesteś wielka, tyle Ci powiem:))))
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wpis :) nawet nie wiedziałam, ze coś takiego istnieje...Sama nie mogę mieć kociaków- niestety alergia córek. Moja kocica nie żyje juz 2 lata, a starsza jak przyjeżdza kicha i się dusi do tej pory, mimo odnowienia, prania wszystkiego co można wsadzić do wody..za to u ojca tez podobna sytuacja jak u Ciebie, w najbardziej ekstremalnym czasie mieszkało 18 kotów, z tego w domu 8, reszta miała dożywianie, leczenie, ciepłe legowiska na tarasie, w altanie. pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńMasz ogromne serce :) Podziwiam Cię Qrko ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kamila
Historia piękna i wzruszająca, i trochę podobna do mojej, z tą tylko różnicą, że ja koty uwielbiałam zanim się do mnie zaczęły przyplątywać. Przez nasz dom też się przewinęło mnóstwo kotów różnej maści, sporo się u nas urodziło, bo nie zawsze zdążyliśmy z antykoncepcją :) - ale i mały cmentarzyk, niestety, w ogrodzie też już powstał... Dzisiaj już nawet nie jesteśmy w stanie się doliczyć, ile tego kociego kochanego tałatajstwa u nas pomieszkiwało. I chociaż kłopotów z nimi masa, i stale powtarzam, że żadnych zwierząt już więcej (psy też mamy, na szczęście w mniejszych ilościach), to wiem, że jak się taka kocia biedota znowu przyplącze albo wpadnie pod nogi gdzieś na ulicy w mroźny dzień, to sama osobiście wezmę kociaka pod pachę i czym prędzej zaniosę do domu. Taki już los kociej mamy :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z tą akcją miejskich dokarmiaczy kotów, wart rozpowszechnienia.
Dobra robota Qrko i dobrze wiedzieć, że można taką pomoc otrzymać:)
OdpowiedzUsuńQrko-Karmicielko..gartuluje i podziwiam Was za odwage i wielkie serca..kocham koty..mamy kote Sissi na wsi ale tu w miescie nie da sie ,,,mam alergie na kocia siersc,,,pozdrawiam .>)
OdpowiedzUsuńAuuuu gratulcje. Jestescie wielkimi karmicielami ;-)
OdpowiedzUsuńOj koty które do Ciebie trafią to szczęściarze:)jesteś bardzo dobrym człowiekiem skoro tak troskliwie zajmujesz się zwierzętami:))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJak to dobrze że kotki trafiły na Ciebie:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńGratulacje. U mnie było podobnie. Od dziecka wolałam psy. I teraz śmieję się, że to koty mnie przeciągnęły na kocią stronę mocy. ;)
W domu mam dwie, ale na działce u teściów całe zatrzęsienie. Niestety na działkę nie jeździmy tak często jakbyśmy chcieli. Jednakże z niejaką dumą muszę przyznać, że zapoczątkowałam piękną tradycję w rodzinie mojego męża. I kto by nie pojechał na tę działkę, to dba o to aby żaden kot nie poszedł spać głodny. I nawet jeśli skończy się zakupiona przeze mnie karma, to idą i kupują za własne pieniądze.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia.
Piękna robota. Zdjęcia też.
OdpowiedzUsuńA tu coś "kurowatego":
http://sphotos-b.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/480552_375788315851458_36578389_n.jpg
Całe swoje życie odkąd pamiętam były ze mną psy.Jakieś siedem lat temu będąc codziennie służbowo w innym mieście zostałam wybrana przez młoda kotkę.Tak dokładnie zostałam wybrana.Kiedy dojeżdżałam samochodem do posesji już z daleka widziałam jak biegnie, nie odstępowała mnie na krok,przeszkadzała w pracy,deptała po butach,wskakiwała na kolana.Co miałam zrobić zabrałam ją już wtedy do domu z ogrodem.Leczyłam,przetrwała koci tyfus,lekarz nie dawał szans ale się udało.Przeżyłam z nią wiele radości i smutnych chwil np.gdy wpadła u sąsiada do dołu z gaszonym wapnem.Jak przybiegła z wielkim wrzaskiem,tylko spojrzałam czy nie ma wypalonych oczu, nie błysnęły mi zielone ślepia i dawaj rękawice gumowe i do prysznica potem do lekarza.Chciał tę biedę uśpić ,nie pozwoliłam, dał dwa zastrzyki.Wróciłam do domu,zawinęłam lejącą się przez ręce kotkę w koc,schowałam w pierzyny, czekałam, czekałam długo,doczekałam się.Po dwunastej w nocy coś zaczęło się ruszać w pierzynie,gramolić, przyznaje miałam stracha w jakim jest stanie.Wygramoliło się to,do kota niepodobne jakby trochę posypane cukrem pudrem gdy się trzepała.Wszystkie błony śluzowe miała popalone ale po wylizaniu się pomaszerowała do miski.Wtedy było jasne,że wszystko skończy się dobrze.Do dnia dzisiejszego chodzi za mną krok w krok i nie przekracza granicy działki,czasem wygląda to bardzo zabawnie gdy spaceruje wzdłuż ogrodzenia.
OdpowiedzUsuńRozpisałam się nieziemsko ole takiej urzędowej karmicielce i opiekunce kotów musiałam o tym opowiedzieć.Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
Gratuluję awansu:)
OdpowiedzUsuńJa od dziecka wolałam psy i tak mi zostało:)nie mówię że nie lubię kotów bo miałam nie jednego ale pies...:)
Przesylam pozdrowienia i usciski dla kociej Mamy, i zycze samej pomyslnosci w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńAch Qro, nawet nie wiedziałam, że także jesteśmy karmicielami (od 15 lat:) i mamy na drugie Violetta i Violett:)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwa jestem, że są tacy jak Wy wariaci (chyba WARIACI), bo inaczej te biedne zwierzaki, takie fantastyczne przecież, dawno by wyginęły :(
Niech żyją KARMICIELE kotów, psów i innych bezdomnych!
A swoją drogą zastanawiam się, w jaki sposób można żywe zwierzę, które wszak od myszy dużo większe jest, wykarmić przez 30 dni półkilogramową racją chrupek, i pewnie najtańszych?!
Wiele pozdrowień
Pięknie Qrko !!! Myślę tu o Twoim dobrym serduchu :***
OdpowiedzUsuńJeśli jest możliwość pomocy to korzystaj z niej. W końcu wizyty u weta sa dość drogie ( wiem coś o tym. Ja mieszkam na peryferiach małego miasteczka, mam hektarowy ogród blisko lasu i też mam lokatorów trochę innych ( bażanty, sarny, łasice, gronostaje ) i dokarmiam je regularnie.
A do tego moja rodzina jest zakręcona na punkcie zwierzyny. Obecnie mam w domu : świnkę morską, psa, chomiki,ryby i 3 koty dochodzące :)))
PS ta ilość karmy na łepka trochę mała .
kochana Ty....... QRKO KARMICIELKO:)))))POZDROWIONKA ŚLĘ:)
OdpowiedzUsuńU nas jest śmiesznie:) Ze strony męża sami kociarze, w mojej rodzinie psiarze, u nas dwa psy i dwa koty. No ja to jeszcze kocham wszystkie Qrki i koguciki:)))
OdpowiedzUsuńTaki status to fantastyczna sprawa:))) Miasto tak naprawdę oszczędza, bo utrzymanie takiego kota u Ciebie jest tańsze niż w schronisku, a dla kota znacznie przyjemniejsze;)))
Karmicielka ...fiu fiu pozdrawiamy cieplutko wszystkich Waszych sąsiadów z na przeciwka. Byłam pewna, że Rysiek to Wasz Rysiek a tu taki włóczykij ...no cóż koty chodzą swoimi drogami.
OdpowiedzUsuńKarmicielko kochana...napiszę tylko że mam kota...nawet trzy...czy już się kwalifikuję? ;)hihihi
OdpowiedzUsuńJa mam kota i to nie tylko na punkcie kota.
OdpowiedzUsuńMieszkając w kraju zawsze cos do mnie trafiało.
Ranne ptaszki, kotki i inna zaraza.
Nie wiem czemu ludzie zawsze mi to przynosili:)
Teraz mam pieska ale on tez kocha kota.
Głaski dla ogonów Lacrima
Qrko macie niesamowite serduszko:***
OdpowiedzUsuńdziękuję za tego posta i tą historię. zawsze zastanawiałam się jak to właśnie jest z Twoimi kotkami i teraz już wszystko wiem:)
jeszcze bardziej Ciebie polubiłam, za to co robisz dla tych zwierzątek :***
prztsałam całusy i tak dalej trzymajcie!
na pewno z Wami jest tym kotkom dużo łatwiej:)))
Ja jestem patasia mama bo kotow trzymac nie moge ,strasznie nasila sie moja astma kiedy tylko poglaszcze kociaka ,kiedys mialam cudnego kota tez z odzysku kiedy odrosly mu klaczki i pozrastaly sie kosci po zlch czyis dzieciakach okazal sie norweskim lesnym kotem ,niestety po roku musialam go oddac kolezance rownie pozytywnie zakreconej jesli chodzi o koty jak Ty.Kotka byla kochana i tylko ja bylam jej pupilem ,nigdy psa nie mialam rownie wiernego i wdziecznego jak ,,szczota,,(imie kotki)Zostaly mitylko kochane wspomnienia i astma:)
OdpowiedzUsuńFajnie,ze sa ludzie tacy jak Ty Qrko!
Znam taka panią w moim bliskim sąsiedztwie; współpracuje ze schroniskiem i TOZ-em (nie zawsze się to gładko układa). Sama ma chyba 8 kotów, a iloma się opiekuje, dokładnie nie wiem. Staramy się jej pomagać - moja córka szuka przez internet domów dla kotów i już jej się parę razy powiodło. Podrzucamy jej też czasem trochę karmy, bo choć dostaje, to jednak jest tego trochę za mało, a ona ma raczej niewielkie możliwości finansowe.
OdpowiedzUsuńTeraz moja córka ma "na leczeniu" młodego kotka miał złamaną nogę). Ja też mam kota przygarniętego "z ulicy". Za
pół roku Songo będzie u nas już 12 lat.
Pozdrawiam Cię i głaszczę wszystkie futerka.
Ninka.
będzie mi bardzo miło jeśli dołączysz do mojego link party, żeby też kilka nowych osób mogło trafić na twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńwww.speckled-fawn.blogspot.com
Masz wielkie serce Qrko! Fantastycznie, że udało Ci się zdobyć status Karmicielki :) Kociaki mają z Tobą jak w raju :)
OdpowiedzUsuńBrawo Qrko:) Urzędników nie jest łatwo przekonać do sensownych inicjatyw, zawsze mają nadzieję, że mimo możliwości - ludziom nie będzie się chciało "załatwiać papierków"..
OdpowiedzUsuńPozdrowienia cieplutkie dla Twoich Futrzaków od nas i od Muffina "mrauu":)
Kochana i w łzach napiszę, że oprócz tylu cudownych kociaków macie wielkie serce. To cudowne co robicie. Mam nadzieję Moja Droga, że dawanie takiego szczęścia i życia zostanie Wam przez los odwzajemnione;-)buziaki posyłam Wam i Całej gromadzce
OdpowiedzUsuńŁezka mi się zakręciła w oku.....Jesteście wspaniali
OdpowiedzUsuńWiesz co zauważyłam jako właścicielka dwóch kotów? Że mało kto je lubi dopóki -- nie zostanie właścicielem... Ja też ich wcześniej nie lubiłam, nie rozumiałam, ba - uważałam że w przeciwieństwie do psa nie ma z bycia właścicielem kota żadnego pożytku... Po 8 latach od przygarnięcia pierwszego kota zmieniłam zdanie. Moich kotów nie oddałabym nikomu i nawet z największą hipotetyczną alergią będą ze mną zawsze. :-)
OdpowiedzUsuńGratuluję statusu karmicielki! To fajna sprawa! Odważna z ciebie kobietka i o dobrym serduszku. A kocich modeli wspaniale uwieczniasz na zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Droga Karmicielko, i Ty Mężu Jej- Karmicielu:) cieszę się,że są Ludzie z takim "ogromnym Serduchem". Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńEh Ty kocia matko !to ja nie mam szansy na przyjażń z Toba bo mogę mieć tylko kota pluszowego ewentualnie wyszytego na poduszce buuuuuuuuuuuu , alergia rodzinna nie pozwala mi na trzymanie żywych zwierząt w domu, ale jak zwykle lubie czytac Twoje historie , pozdrawiam i życzę spokojnego , owocnego roku 2013 !
OdpowiedzUsuńMiały kociska szczęście, oj, miały!
OdpowiedzUsuńDobrze,że są dobrzy ludzie :) Pozdrawiam serdecznie!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Matkę Karmicielkę i Męża :)
OdpowiedzUsuńNasz Mozart niestety, zaginął latem ku rozpaczy całej rodziny. Mój mąż kategorycznie zapierał się, że o nowym kocie w domu mowy nie ma, ale ostatecznie nie wytrzymał i w przyszłym tygodniu mała kotka trafi do naszego domu :) Na razie jak co roku dokarmiamy "wsiowe" bidy...
Serdeczne pozdrowienia dla kobitki z wielkim sercem:):):)
OdpowiedzUsuńAcha, to teraz juz wszystko jasne:)
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się...
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy szczególnego kontaktu z kocurkami, ale ostatnio jakoś mnie do nich ciągnie.
Cieszę się, że mają ciebie, Was...
Buziaki serdeczne- reszta w mailu.
Pamiętam z dzieciństwa książkę "Kocia mama" ... i jak nad nią płakałam...
OdpowiedzUsuńPiekne jest to, co robisz!
Mnie każda taka strata by chyba zabijała... trzymałabym te wszystkie kocurki w domu, żeby żadnemu nic się nie stało! A to przecież niemożliwe...
jakie slodkie kociaczki...
OdpowiedzUsuńo jej! ależ cudne zdjęcia kociaczka! te poduszeczki ma takie śliczniutkie! Cudo! sporo masz kotków:) dobra dusza z Ciebie, inaczej by nie zawitały:) u mnie trzy psy również kochane(wyrzutki, niechciane). Serdeczności zostawiam...
OdpowiedzUsuń