Niestety kąpiel biwakowa w jeziorku skończyła się dla mnie w ostateczności antybiotykiem...
Oczywiście uparcie przez trzy tygodnie próbowałam uniknąć starcia z lekarką....ale nosił wilk....
Co prawda pan w niedalekim sąsiedztwie pruje elektrycznym młotem schody-co nieco psuje miły nastrój...ale przy moim kaszelku..to żadna konkurencja...
Także zatapiam się w moich ukochanych,starych,dobrych kryminałach Agatki.....,gdzie nie ma przekleństw i nawet mordercy (lub morderczynie) są prawdziwymi dżentelmenami (lub damami)...popijam kawusię...i słyszę,że nic nie słyszę-czyli pan od młota poszedł na obiadek...
Wczoraj wracając od lekarza w kwiaciarni usłyszałam cichutki głos:" weź mnie,weź mnie ".....no to ją wzięłam..przecenioną i cudną
A to już jej " ziomalki " z ogrodu
Nie ściskam-bo może zarażam:((...lata życzę!!!!