poniedziałek, 21 stycznia 2013

Oczko w lewo,oczko....

 Dziękuję bardzo za życzenia zdrówka:)))
Mimo ,że w sobotę wskoczyłam w dresy...ale nadal poleguję...nie łażę za bardzo po domu...mimo,ze mam już taką ochotę wylec na dwór...ale resztki rozumku w tym Qrzym móżdżku  mówi mi ,abym zbastowała...
Dlatego u mnie akuratnie ostatnio w natarciu tylko druty:)))
W zeszłym tygodniu do Ani powędrowała paczuszka,a w niej:
 
To już trzecia chusta w tym kolorze..muszę przyznać,że wcale się nie dziwię, że cieszy się takim powodzeniem....bo jest piękny...no tak- ale ja kocham zieleń...hihihi 
 
Wełenka jest cieplutka..i taka mięciutka:)))
Ślicznie jej  w zimowym słońcu...zdjęcie przedgrypowe:)))
 
Została mi odrobinka wełenki...dlatego zrobiłam Ani maleńkiego, szydełkowego kwiatka,który pomaga "zapanować" nad nią:)
 
Ale może do tego posłużyć też filcowy kwiatek...jeden z moich pierwszych,który zrobiłam jeszcze na kursie :)) Ania lubi brązy:)
Do paczuszki dołączyłam zamówione przez Anię szyldy....
A także kilka małych niespodzianek..
                                                (te różyczki to maleńkie mydełka:))
Aniu niech Ci wszystko służy:))Dziękuję!!
.................**********.................
A na warsztacie kolejne wytworki..tak jak pisałam- drutowe:
Kremowy Gail dla Agi:)
 
Dla przyjaciółki-mojej imienniczki w niebieskościach....ta sama wełna,co zielona...(himalaya)
  Tu zostało więcej wełny..wyszła jeszcze czapka na szydełku:)
Wraz z błękitnym entrelakiem czekają na nowe właścicielki:
Gdyby nie inne zastosowanie...jednak typowe kuchenne...to bieliźniarka byłaby cudna na takie wełniane wytworki plus przybory...mmmm:))
 
W czasie grypy,kiedy mogłam już ruszać głową i rękoma trafiłam na blog Agnieszki,dzięki, której zaczęłam naukę kolejnej chusty..echo flower.
Najpierw dorwałam jakąś byle jaką "akrylówkę"...aby pojąć co zacz....

i poczyniłam mini-chustunię:))
 
Teraz robię taką sobie - z TEJ wełenki:
Niestety mam tylko dwa moteczki,więc i ona nie będzie największa...
Na drutach mam też szal- chinese _lace...a jakże ...także w fioletach-Z TEJ wełny:)
 Czy ktoś wytrwał???

sobota, 19 stycznia 2013

Zmogło mnie...


 Jakoś tak zabieram się ...zabieram....i zabrać się nie mogę....
Do czego? Ano akuratnie do napisania tego posta....
 Rano za oknem mogę teraz zobaczyć bardzo często Mućka...
Chociaż po prawdzie bliżej mu do prosiaczka:)))
Na początku miałam mieszane uczucia..
Poniewaz to okno było takie ...Koksikowe...
 Zresztą wskakując na nie chronił się właśnie przed Mućkiem,którego bał się panicznie!! A ten go gonił niemiłosiernie....dlatego ze względu na Koksa do tej pory miał zakaz wchodzenia do domu...bo nawet tu lał go okrutnie...a teraz boi się kastrata...Burego:)))Ale Burcio to nieustraszony mistrz:))

 No cóż, Koksik to była taka nasza kochana pierdoła..bał się wszystkiego...A my z mężem biegliśmy zawsze mu na ratunek...
Muciek jest na etapie zapraszania do domu...i chyba oswoi się dość szybko.... Po Ryśku pójdzie jako kolejny na kastrację.
..................................................*****************................................................
 Bieliźniarka dziś dostała uchwyty...muszę ją jeszcze domalować w środku.....niestety grypa skutecznie przesunęła terminy...
 W czasie mej niemocy mężuś serwował mi kanapki z czosnkiem.....i serduchem:))
I choć nie łatwo było opuścić dzisiaj z rana takie towarzystwo...
...z miłą chęcią włożyłam jednak dresik...i opuściłam  te miejsce boleści!!!
Wiele lat nie miałam grypy..i powiedzmy szczerze...tej Pani to ja już bardzo dziękuję:))))
Miałam jeszcze tyle pokazać...ale nie mam już siły...zmykam do łóżeczka:)))

Może tylko na koniec napiszę ,bo potem zapomnę...na dzień przed zginięciem Koksa dostałam bardzo miłego maila...od Zielonki:)))))))))))) Myślę ,że ona się nie pogniewa ,że o tym napiszę...Dała mi  tamtego dnia powód do dużego uśmiechu....a mianowicie zaproponowała ,że pomoże mi finansowo w dokarmianiu kociaków:))). Chciała każdego miesiąca wysłać mi jakąś sumkę pieniążków,abym ja za nią kupowała pokarm dla kociołków...Ewentualnie ona i jej koleżanki z pracy zrobią  zrzutę i wyślą mi karmę:))).Oczywiście  poprosiłam kochaną Zielonkę aby raczej pomyślała o Ori:)) ...ale jakże miło pomyśleć,że takie kochane dusze są jeszcze na tym świecie:))Dziękuję!!!!!!!!!!!

czwartek, 10 stycznia 2013

Koksiku..

    W takiej chwili nie cierpię miejsca,w którym mieszkam,nie cierpię tych wszystkich kotów ,co znajdują mój dom....nie cierpię tych kierowców,co nie przestrzegają ograniczenia prędkości do 40!!!!
 
...bo potem tak cierpię....
Pogoda jest paskudna....niebo płacze...a ja z nim.................

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Wzór cierpliwości..



.

Jak to mówią szewc bez butów chodzi...Skoro więc kolejne dwie szafki do kompletu trafiły do właścicielki..
Czas może akuratnie pomyśleć o swoich meblach...
 Tę bieliźniarkę dostaliśmy 9lat temu....była w okropnym stanie....
Dziesiątki lat stała w piwnicy-przeżyła lekkie podtopienie.
Kiedy do nas zawitała została wyczyszczona,wyszlifowana.pobejcowana....tę harówkę wykonała moja przyjaciółka...
Nie miałam serca jej wyrzucić...do Polski przytachana została  z właścicielką zza Buga....
Jakiś czas temu postanowiłam zmienić i dodać jej brakujące okucia..

I  tak  częściowo ogołocona wciąż czekała.
Chyba we wrześniu kupiłam uchwyty do szuflady...
A biduleczka nadal czekała...prawdziwy wzór cierpliwości:) Zero skarg!!
Dzisiaj opróżniłam jej wnętrze ze wszystkich gratów:
 
No i do roboty,zerwałam resztę metalowych elementów,potem papier ścierny:
 farba:
 A swoją droga,malując łóżeczko  u mojej przyjaciółki dowiedziałam się ,że nie muszę po każdym malowaniu myć wałka!!! Taki sprzęt zawinięty szczelnie w worku foliowym może nawet przetrzymać kilka godzin!!!Rewelacja!!!
 
Także latam dziś między jednym a drugim zajęciem z wałeczkiem i kładę kolejne warstwy..
 
W sobotę leżałam trochę w domowych pieleszach-cosik gardło odmawia mi posłuszeństwa-a wolałabym na dobre się nie przeziębić...dlatego staram się nadrobić Qrnikowe zaległości.
Mam nadzieję,że jutro może uda mi się tę bieliźniarkę skończyć:))
W kolejce stoi kolejna bieliźniarka,wisząca szafka i....skrzynia posagowa..też zza Buga:))..no i jeszcze kilka gratów..hihihi:))

sobota, 5 stycznia 2013

Kocia mama..

  Kiedy 20 lat temu mój brat przytachał mi do domu dwutygodniowe rozdarte kocie maleństwo-kociołkową mamę w czasie "przedniej zabawy" na placu manewrowych, po kilku tygodniach jakiemuś "zdolnemu" panu udało się rozjechać....było mi go (a właściwie jej) żal....ale ja przecież nie cierpię kotów!!!!!
 Ja pracuje na 3 zmiany!!Ja nie mam czasu,cierpliwości!!
Kocie karmione strzykawką...nabawiło się przepukliny-przeszło operację..przeżyło ze mną...18lat...
 I tak zaczęła się akuratnie moja przygoda z kotami...
Z charakteru i zachowania wielu moich znajomych nazywało ją kotopsem:))
Chodziła za mną krok w krok....W czasie jej młodości nikt ...a zwłaszcza podczas mojej nieobecności-nie mógł dotknąć moich rzeczy.....bo został pogryziony...hihihi
Po ślubie ku niezadowoleniu mego męża zamieszkała z nami na poddaszu...kiedyś spadła z czwartego piętra....ile ja się napłakałam...rano przyturlała się do domu tylko z rozciętą brodą:)
Kiedy kupiliśmy dom....pokochała ogród...ale nie wpuszczała doń żadnego kota....największe nawet okazy goniła i tłukła...to była dama z charakterkiem...
Wielki afront jej uczyniliśmy przygarniając do domu Klusię-kotkę charakterną-małego trójkolorowego drania-włóczykija.
Niestety,trzy lata temu wyszła na nocny połów....i już nie wróciła....
Staruszka pozostała sama....
 Kiedy 1,5 roku temu i ona przeszła-za tęczowy mostek....myślałam,że pęknie mi serce...
Ku naszemu zdziwieniu...pół roku przed odejściem pozwoliła jednej kotce u nas zamieszkać....
Kotce,która rozpoczęła wędrówkę ludów...tzn kotów....
No i tak się zaczęło!!! Po drugiej stronie ulicy mamy duży zakład produkcyjny...Zamieszkały przez bezdomne koty....
Gdy tylko zwąchały,że mieszka tu dwoje dziwnych dwunogich,którzy dają darmową wyżerkę...baaaa nawet podrapią za uszkiem,odważniejszym w czasie mrozu pozwolą wejść na noc do domu...mniej odważnym zrobią ciepłe legowisko na tarasie. W czasie choroby pojadą do weta...albo tchórzom przywiozą leki i będą leczyć na odległość...
I tak na liście naszych przyjaciół ,którzy zawitali w naszych włościach-znalazły się:
-Milka
-Bury
-Orka
-Koks
-Belek
-Gizmo
-Muciek
-Rysiek
..a wczoraj zobaczyłam kolejnego...
-Zorro ..albo Pirat...jeszcze nie wiem....
Oczywiście ta liczba wciąż ulega zmianie..i niestety rotacji....choroby,samochody..
 
No cóż... najbardziej udomowione to koty ,których najwięcej u mnie...czyli Burciu-ze sztywną nóżką, Koks-bez ogonka....,którego nawet nigdy nie pogłaskałam-bo boi się okrutnie!!No i Rysiek:))
Ale prawda jest ,że jednak one wszystkie są kotami zakładowymi,no i bezdomnymi,które ja dokarmiam,leczę,kastruję i udomawiam.Wchodzą ,kiedy chcą ,wychodzą ,kiedy chcą
Niektórzy się pytają ,czy na drugie mam Violetta???:))))
No cóż jest to nasze...moje i męża hobby..hihihi...ale jednak dość kosztowne...
Dlatego ,kiedy dowiedziałam się o takiej możliwości w moim mieście...po kilku miesiącach zastanawiania się...napisałam podanie z prośbą o przyznanie mi statusu karmiciela bezdomnych kotów...
Pod koniec roku przyszła pani,sprawdziła  jak się rzeczy mają i wczoraj..
Zostałam oficjalnie Karmicielem...


 Dzięki temu mogę skorzystać z darmowej ,suchej karmy...pół kg.na miesiąc/na kota...zarejestrowałam cztery.. Czy skorzystam do końca nie wiem-postanowiliśmy z mężem ,że sprawdzimy skąd jest ta karma...bo jeśli w bólach zdobywa ją schronisko..to serca nie mamy ,aby ją jednak brać....
No i mam prawo do korzystania z bezpłatnego kastrowania tych kociaków...także pierwszy na liście jest Rysiek....do kastracji...
ot...i cała prawda o moich-nie moich kociołkach...
Po 20 latach.....teraz już oboje z mężem kochamy koty....no i patrzymy jak takich osób wśród naszych przyjaciół coraz więcej.. Kiedyś nawet ktoś zapytał,czy aby się z nami przyjaźnić...trzeba nieć kota??/hihihi tez pytanie!!!!
OCZYWIŚCIE!!!!!!!